sobota, 2 maja 2015

Rozdział VIII cz. druga

*** James ***
Obserwowałem jak wybiega. Chciałem pobiec za nią, zawołać, że przepraszam. Ale nie potrafiłem ruszyć się z miejsca. Wreszcie wstałem i odszedłem nawet nie fatygując się żeby posprzątać.
   Spieprzyłem, szczerze mówiąc. Nie powinienem cytować tego przeklętego Szekspira. W ogóle nie powinno dojść do tej randki, jeśli można nazwać tak to spotkanie. Ja zawsze wszystko spieprzę. Jeśli nie to że złamałem jej w czwartej klasie rękę, to mówię coś nieodpowiedniego teraz. Czułem że przejdziemy do " Cześć Evans - Hej Potter ", na tym nasza " rozmowa " będzie się kończyć.    Oparłem się o ścianę i ukryłem twarz w dłoniach. 
Boże, co ja narobiłem... - myślałem ciągle.
Siedziałbym tam pewnie całą noc, do puki czyjeś ręce nie podniosły mnie do pozycji stojącej.
- James... - ton Łapy był bliski załamania nerwowego - Szukałem cię całe cztery godziny... Dobra, chodź do dormitorium, prześpisz się, pewnie jesteś zmęczony. - poprowadził mnie do naszego pokoju. Nie idąc nawet pod prysznic, położyłem się w łóżku i wpatrywałem się tępo w jeden punkt, aż dobry Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia, zostawiając jedynie mokre ślady łez na poduszce.

Obudziło mnie ranne światło wpadające do mojego dormitorium. Przeklęte okna. Przeklęte zasłony, których nie ma. Najchętniej przeklął bym cały ten cholerny świat. Ale teraz mam inne zajęcia, niż rzucanie niewybaczalnych. Syriusz też się chyba obudził bo wydał z siebie dziwny odgłos przypominający warknięcie psa.
- Która godzina? - zapytał przeciągając się.
- Siódma, stary - odpowiedziałem - Wstawać, idioci! Dzisiaj inwazja na Hogsmeade! - uśmiechnąłem się szeroko, ale sztucznie i udałem się pod prysznic. Wydawało mi się że zmyło to całe wydarzenie z wczoraj, jednak gdy zobaczyłem Lily na śniadaniu serce mi zamarło.
Wyglądała jak zombie. Włosy w nieładzie, podkrążone oczy, zaczerwienione od płaczu, blada cera... Od razu podszedłem tam, zastanawiając się co się stało.
- Evans, co jest? - zapytałem ale jednak od razu pożałowałem tych słów.
- Moi rodzice nie żyją - odpowiedziała łamiącym się tonem - Zostali zamordowani.

~ słowo autorki ~
Nie zabijajcie mnie za tak krótki post :D Ale dużo się w nim działo, napisany został z perspektywy Jamesa. Następny rozdział z perspektywy Lunia. Pozdro ;*

3 komentarze:

  1. O się dzieje :O czekam na next!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu się dzieje :O Dawaj następny

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie! Biedna Lily:((((( Dobra lecę czytać dalej.
    Pozdrawiam
    Gabriela Black

    OdpowiedzUsuń

Prawdziwa miłość wymaga prawdziwych poświęceń... <3